
Organizatorami spotkania w piątek, 23 sierpnia 2024 r. były zarządy okręgowe Polskiego Związku Łowieckiego w Zielonej Górze i Gorzowie Wlkp. Jednym z omawianych tematów była ekspansja szopa pracza w Polsce. Rozmawiali o niej przedstawiciele samorządów, urzędów, kół łowieckich, a także specjaliści zajmujący się ochroną środowiska.
Z pozoru szop to miłe, sympatyczne i urocze zwierzę. W rzeczywistości może spowodować duże straty i przenosić wiele chorób. Na zachodzie Polski można już mówić o prawdziwej inwazji gatunku.
Jesteśmy terenem, który mocno został zasiedlonym przez szopa – podkreślali naukowcy. Przyszedł do Lubuskiego i Zachodniopomorskiego z Brandenburgii. W Niemczech jego populację ocenia się na 1,2 mln sztuk!
Niepozorne zagrożenie
– Rozpoczynając nasze wydarzenie pod nazwą I Europejskie Targi Łowiectwa, Winiarstwa i Produktu Regionalnego chcielibyśmy zaznaczyć większym akcentem niebezpieczeństwo związane z gatunkami inwazyjnymi. Borykamy się z tym gatunkiem już podobnie jak strona niemiecka. Szop pracz najliczniej występuje na zachodzie, teraz idzie w centrum Polski. Musimy przygotować służby na czas, kiedy szopy wejdą do miast, jak mają być prowadzone czynności, ponieważ przenoszą one bardzo wiele pasożytów groźnych dla człowieka i zwierząt domowych czy też hodowlanych – mówi Mariusz Jezierski, prezes Koła Łowieckiego Bory Lubuskie.
Prof. dr hab. Leszek Jerzak, dyrektor Instytutu Nauk Biologicznych Uniwersytetu Zielonogórskiego również przestrzega: – Pomimo sympatycznego wyglądu jest to ssak wszystkożerny i powoduje ogromne straty w rolnictwie i środowisku. Zjada kukurydzę, truskawki, winorośla, również ptaki z gniazd i budek lęgowych. Najgorsze jest to, że nie ma naturalnych wrogów. Nawet wilki czy rysie nie mogą sobie z nim poradzić. Szop świetnie wspina się po drzewach. Nie ma możliwości, żeby w sposób naturalny powstrzymać jego rozwój.
Daniel Widziewicz, łowczy Koła Cis w Ośnie Lubuskim, współorganizator konferencji, podkreśla, że nie zdajemy sobie sprawy jako społeczeństwo, co niosą za sobą gatunki inwazyjne. – Chcemy edukować ludzi jakie to niesie za sobą konsekwencje. Chodzi o gatunki, które przybyły do nas z innych kontynentów, ale też rośliny i owady. Nie chodzi tylko o faunę, ale też o florę. Np. barszcz Sosnowskiego jest też dużym zagrożeniem dla zdrowia i dla naszej flory. Tymczasem w regionie jest tylko jedna firma, która zajmuje się walką z tą rośliną – mówił łowczy.
To już inwazja!
Unia Europejska wydała dyrektywę, gdzie jest ponad 50 gatunków roślin i zwierząt inwazyjnych. Jeszcze kilka lat temu w naszym okręgu lubuskim odstrzelonych było około 300-400 szopów. Obecnie to już 4,5 tysiąca. Na terenach miejskich nie można dokonać odstrzału.
Franciszek Jamniuk, członek Naczelnej Rady Łowieckiej wyjaśnia, że stosuje się pomoc doraźną w postaci tzw. żywołapek, ale to nie jest skuteczna metoda. – Samorządowcy i służby powinny być przygotowane także na zagrożenie poważnymi chorobami. To główne przesłanie, dlaczego chcemy obudzić społeczeństwo – zwraca uwagę F. Jamniuk.
– To człowiek stworzył zagrożenie dla bioróżnorodności, wyciągając szopa pracza z jego naturalnego środowiska. Konieczne jest prowadzenie działań zaradczych w celu minimalizacji zagrożenia. W przypadku szopa pracza jest to odstrzał lub odłów w żywołapki i następnie uśpienie przez lekarza weterynarii. To wyspecjalizowane drapieżniki, które świetnie sobie radzą w naszych warunkach – mówił dr inż. Rafał Maciaszek z Instytutu Nauk o Zwierzętach Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
– Ekspansja szopa pracza, przed którą ostrzegano nas kilka lat temu, stała się faktem. To nie jest piękne zwierzę, maskotka. Tak naprawdę, szop to ogromny szkodnik, zwierzę niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci z uwagi na roznoszone przez niego choroby – podkreślał wojewoda lubuski Marek Cebula podczas spotkania.
Konferencja była wstępem do Europejskich Targów Łowiectwa, Winiarstwa i Produktu Regionalnego Eko-Natura Glisno 2024, które odbędą się w sobotę, 24 sierpnia i w niedzielę, 25 sierpnia 2024 r.